Polityka bezpieczeństwa w starciu z szefostwem.
Ostatnio pisałem o lamerstwie koderów i administratorów w toruńskim Concepcie przy okazji włamania na stronę Izby Przemysłowo Handlowej. Ponieważ ta firma hostuje kilku moich znajomych postanowiłem do nich zadzwonić i ich ostrzec - chodziło mi o to aby wpłynęli na swojego providera, aby zwrócił większą uwagę na bezpieczeństwo.
W jednym przypadku, gdzie moi znajomi są zwykłymi pracownikami pewnej małej firmy, której właścicielem jest wyjątkowy Blondyn doszło to sytuacji godnej umieszczenia na forum JoeMonstera - oto relacja z rozmowy z szefem:
wiadomość z ostatniej chwili:
Powiedziałyśmy Blondynowi o braku zabezpieczeń na serwerze Conceptu. Słuchał, słuchał, na początku się pytał a co to serwer, a co to jest php i takie tam. Potem pomyślał i wypalił:
- ale co to jest? To jakaś firma nam przysłała, czy oni są w ogóle zarejestrowani?
no to my odpowiadamy:
- to są informacje na stronie internetowej, a "strona internetowa" to nie jest firma, tylko taka strona jak nasza, na której są różne informacje.
Niewiele mu to rozjaśniło, ale się zamknął na chwilę. potem:
- aha, no to skoro to nie jest żadna firma to nie mamy się co bać
więc kolejny raz mu wyjaśniłyśmy, że do tych informacji mają dostęp miliony ludzi i ktoś dla kawału może włożyć nam na stronę gołe zdjęcie prezesa przypuszczałyśmy że obrazkowo szybciej zrozumie). Na to zaczął czytać wydrukowane kody i powiedział:
- ale tu nic nie ma, przecież to jakieś literki i cyferki to się nawet w zdania nie składa.
Opadły nam ręce. Kolejny raz tłumaczymy, że to są kody i dla takich kretynów jak on to nic nie mówi, ale dla niektórych ludzi to są ważne informacje. Kolejny atak Blondyna: po chwili studiowania kodów wypalił:
- eeej, ale nie jest tak źle, my tu nie jesteśmy sami, jeszcze jest firma X i firma Y,
po tym zagościł uśmiech na jego twarzy. Nie miałyśmy już siły nic mówić. Po czym Blondyn na pocieszenie dodał:
- Nie martwmy się tym, przecież na razie nic się nie stało, strona działa, a może nikt tego nie zrozumiał. Będziemy sie martwić jak coś się wydarzy. Na razie spokojnie, poczekamy. Po prostu nie będziemy wchodzić na nasze strony internetowe i wtedy nikt na nie nie wejdzie
(i z uśmiechem triumfu, że wpadł na tak genialne zabezpieczenie poszedł sobie zadowolony i zostawił nas ze szczękami na poziomie kolan)
Wniosek: i po co te wszystkie drogie zabezpieczenia?
Widać, że Blondyn to facet z klasą i byle hakerem się nie będzie przejmować.